sobota, 29 marca 2014

Szubienica

Witajcie Kochani :) Przed wczoraj i wczoraj miałam straszne dni... Tzn czwartek zaczał się całkiem niezle... Byłam z babcia na zakupach, na miescie... Dobrze sie czuła. Wypiłyśmy standardowa kawę razem, oglądałyśmy telewizję. W pewnym momencie babcia powiedziała, że się kładzie pod koc bo jej strasznie zimno... Więc się położyła. Zasnęła. Spała przez jakiś czas. Na szczęście wcześniej przygotowała na obiad. Tak jak już napisałam, spała przez jakiś czas. Wstawiłam na obiad, ale jakoś nie mogłam sobie poradzić z sosem, wiec ją obousziłam. Poinstruowała mnie i przygotowałam do końca obiad. Mama wróciła z pracy. Zjedliśmy obiad. Babacia nie jadła. Po południu jak na mnie przystało zajęłam sie swoimi sprawami... Przychodziłam do babci w "odwiedziny"... Na zmianę spała, oglądała... Nie była sobą. Wieczorem też sie źle poczułam, ale jakoś dawałam radę. Zrobilam sobie kolację... Wieczorem usłyszałam na dole, u rodziców jakiś hałas. Przybiegłam na dół. Okazało się, że babcia Nam zemdlała... Nigdy jeszcze nie widziałam jej w takim stanie. Zadzwoniliśmy po pogotowie. Wszystkim nogi podcieło... Byliśmy strasznie zdenerwowani, ale to wiecie normalne, jak bliskiej osobie sie coś dzieje. Po pewnym czasie przyjechało pogotowie, zbadało babcie...  Zabrało Ją do szpitala... Razem z mamą zebrałyśmy wszystkie potrzebne rzeczy, jakby Babcie zostawili w szpitalu. Po jakichś 15 minutach byliśmy na miejscu. Babcia była w sali zabiegowej, badali ją i pobierali jej krew do badań. Czekałyśmy na wyniki ponad godzinę. Wyniki okazały się dobre i na szczście babcia nie została w szpitalu... Wróciłyśmy do domu. Babcia była bardzo słaba...
A ja... Cóż, nadal źle się czułam... Zaczął mnie boleć żołądek... Coś mi się w nim działo... Mdliło mnie. Po pewnym czasie zaczęłam wymiotować. Całą noc, z czwartku na piątek, co godzinę wymiotowałam. Nie miałam siły na nic... Te wymioty mnie tak wymęczyły, że szok. Obudziwszy się w piątek rano, czułam się jakby mnie wszystkie siły opuściły... Wszystkie kończyny, mięśnie, skóra a nawet włosy mnie bolały. Nawet jeść nie mogłam. Mama kazała mi zmierzyć sobie temperaturę... Okazało się, że mam 39 stopni gorączki... Tak strasznie mi było gorąco i jednocześnie zimno... Nie pojechałam nawet do szkoły na zajęcia, ponieważ byłam w takim stanie, zę stważałam zagrożenie i dla siebie i dla innych... Przez cały dzień leżałam w łóżku... Na zmianę spałam i piłam...
Na szczęście dzisiaj jest juz lepiej, ale nie najlepiej... Nie rozumiem ludzi, którzy piszą do mnie smsy z głupimi pretensjami, że mnie nie było wczoraj na  fejsie... Skoro byławm w takim stanie jakim byłam, nie miałam siły na nic... A ta osoba wyjeżdża mi z pretensjami, że "wczoraj musiałam mieć ostro, skoro nie byłam na fb ani sie nie odezwałam...". Napisała mi ta osoba jeszcze, że na pewno muszę mieć faceta, skoro w tygodniu sie do niej odzywam, a w weekendy milcze... Dziwne spostrzeganie świata, ale cóż, ludzi nie zmienisz... Kolejny wpis już wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz